Wydawcy i twórcy za przyjęciem dyrektywy o prawach autorskich

Wydawcy i twórcy za przyjęciem dyrektywy o prawach autorskich
W poniedziałek 3 września br. odbyła się w Warszawie konferencja pt. „Ochrona kultury polskiej w kontekście dyrektywy UE w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym”. Dyrektywa o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym ma wymusić na podmiotach internetowych zwalczanie piractwa oraz zachęcić do dzielenia się zyskami z powielanych treści z ich twórcami – wydawcami. W lipcu Parlament Europejski odrzucił sprawozdanie Komisji Prawnej w tej sprawie (za odrzuceniem było 318 europosłów, przeciwko 278, a 31 wstrzymało się od głosu) i ponowne głosowanie wyznaczył na 12 września. –  Konferencja ma uprzytomnić, że status polskiego twórcy i polskiej kultury zależy również od regulacji zawartych w dyrektywie – mówił Jerzy Kornowicz, prezes Stowarzyszenia Kreatywna Polska. – Zawiera ona rozwiązania korzystne dla wszystkich, z wyjątkiem tych, którzy w sposób jednostronny czerpią zyski z cudzej pracy. Zaś wolność, w którą w aspekcie etycznym wpisana jest równowaga praw i wspólnotowość, może dzięki tym regulacjom poszerzyć się, a nie ucierpieć – podkreślał otwierając konferencję zorganizowaną przez Izbę Wydawców Prasy oraz Stowarzyszenie Kreatywna Polska. Bogusław Chrabota, prezes Izby Wydawców Prasy, wyjaśniał, że konferencja nie dotyczy tylko dyrektywy w sprawie praw autorskich. – Dyrektywa jest bardzo ważna, ale ważniejsze jest to czemu ma służyć. Celem ważniejszym jest poprawienie statusu polskiego twórcy. – Kilka dekad temu, żeby eksploatować utwory chronione prawem autorskim, trzeba było być właścicielem kina, stacji telewizyjnej, lub drukarni – dodawał mecenas Oskar Tułodziecki, wiceprzewodniczący Komisji Prawa Autorskiego. – W tej chwili, każdy z nas ma narzędzia rozpowszechniania utworów i korzystania z nich. Era cyfrowa wymusza nowe instrumenty prawne ochrony utworów chronionych prawem autorskim. Jak podkreślał Tułodziecki w Polsce istnieje problem z dostosowaniem naszego prawa do dyrektyw, które są już uchwalone oraz sprzeciw, wobec nowych, które lepiej chronią twórców, producentów, wydawców. Mecenas opowiedział, że wszystko to co jest popularne – „muzyka, utwory, filmy” – natychmiast jest dostępne za darmo na portalach, które „rzekomo nic nie wiedzą, że są na nich udostępniane nielegalne pliki”. – Spośród wielu przepisów proponowanych w dyrektywie dwa budzą duży sprzeciw przemysłu internetowego. Pierwsze to pokrewne prawo wydawców, by chronić teksty przed nielegalnym wykorzystywaniem – mówił mecenas Tułodziecki. – Wiele portali wykorzystuje informacje, nie skłaniając odbiorców, by zaglądali do źródła. Chodzi o to, żeby wydawcy mogli czerpać korzyści ze swoich informacji. Druga regulacja dotyczy platform udostępniających utwory. Proponuje się w niej, by administrator, który namierzy nielegalny plik, musiał go usunąć i nie miał możliwości ponownego zamieszczenia go na platformie. – Teraz administrator nawet jeśli zdejmie nielegalny plik, to kilka godzin później publikuje go znowu na tym samym portalu – wyjaśnił mecenas. Jak podkreślił muzyk Tomasz Lipiński, korporacje internetowe takie jak Google, Spotify, Apple, które zdominowały rynek, stworzyły model biznesowy, w którym płaci się +per stream+ czyli za jedno odsłuchanie: – Żeby zarobić jednego dolara artysta musi uzyskać 251 odsłuchań na Spotify, 127 na itunes i 1351 na Youtube. W tym modelu zarabiają jedynie artyści o globalnym zasięgu, poszkodowani są artyści lokalni – dodawał Lipiński. Z kolei muzyk, piosenkarka, reżyserka i producentka filmowa Maria Sadowska przypominała: – To artyści są najbardziej okradanym środowiskiem w świetle prawa. W ciągu 20 lat nastąpiło na to społeczne przyzwolenie, wpisane jest to w kulturę całego społeczeństwa. Ponieważ nasze dobra nie są namacalne, wszyscy uznali, że można nas bezkarnie okradać – co więcej, dostało to romantyczną nazwę „Piractwo” – mówiła. Nowa dyrektywa UE zmienia zasady publikowania oraz monitorowania treści w internecie. Proponowane przepisy budzą kontrowersje. Ich przeciwnicy ostrzegają przed „cenzurą w internecie” i końcem wolności w sieci. Zwolennicy regulacji wskazują, że zmiana prawa jest konieczna, by chronić wydawców, twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości.